Na czym polega telebioenergoterapia?


Przychodzi człowiek. Ale nie do gabinetu. Siada na kanapie, może jeszcze w szlafroku, może z herbatą w ręku. Włącza telefon, komputer, kamerkę. Po drugiej stronie – bioenergoterapeuta. Nie dotknie, nie położy dłoni, nie przestawi czakry ruchem ręki. A mimo to… coś się dzieje.

Napięcie schodzi. Ciało mięknie. Z oczu płyną łzy. Sen tej nocy będzie głęboki. Ból – może nie zniknie od razu, ale jakby się rozluźnił. A w środku – poczucie, że coś zostało otwarte.

Telebioenergoterapia. Czyli uzdrawianie energetyczne na odległość. Dla jednych – śmieszne. Dla innych – niemożliwe. Dla wielu – jedyna możliwa forma kontaktu. A dla coraz większej liczby ludzi – doświadczenie, które realnie zmienia ich życie.

Ale jak to możliwe? Jak można pracować z energią, nie będąc w fizycznej obecności klienta?

Dotyk bez dotyku

W klasycznym modelu bioenergoterapii ciało klienta znajduje się w polu terapeuty. Istnieje kontakt – przez dłonie, przez bliskość, przez oddech i rezonans. Tak było przez wieki. I tak nadal bywa. Ale współczesność zmieniła wszystko.

Technologia dała nowe narzędzia. Ale energia – ona była tu zawsze. Niezależna od czasu i przestrzeni. Czasem tylko czekała, aż ktoś ją zrozumie… lub przestanie próbować zrozumieć i po prostu poczuje.

W modelu telebioenergoterapii nie chodzi o przesyłanie czegoś z punktu A do punktu B. Nie ma kabla, nie ma strumienia. Jest natomiast połączenie. Pola. Intencji. Świadomości.

Energia nie zna granic

Z fizycznego punktu widzenia – wszystko jest energią. Ciało, myśl, głos, emocja, oddech – to różne formy wibracji. I jak każda fala – mogą się przenikać, nakładać, harmonizować lub rozpraszać. To nie ezoteryka. To fizyka – tylko głębsza niż ta, którą uczono w szkole.

Z punktu widzenia bioenergoterapeuty, przestrzeń między nim a klientem to nie pustka. To żywe pole informacyjne. A jeśli klient wejdzie w to pole świadomie – nawet przez ekran – staje się odbiornikiem. I współtwórcą procesu.

Dlatego tak ważna w telebioenergoterapii jest intencja. To ona spina przestrzeń. Nadaje kierunek. Otwiera kanał.

Jak wygląda taka sesja?

Nie ma jednego szablonu – bo każdy terapeuta ma własny styl. Ale zazwyczaj wygląda to tak:

  1. Ustalenie połączenia – technicznego, ale i mentalnego. Krótka rozmowa, zebranie informacji, uziemienie.
  2. Wprowadzenie w stan relaksu – prowadzone słowem, oddechem, obecnością.
  3. Wejście terapeuty w stan skupienia – medytacja, modlitwa, intonacja, synchronizacja. To moment, gdy terapeuta łączy się z czystą energią i z polem klienta.
  4. Praca energetyczna – bez fizycznego dotyku, ale z bardzo wyraźnym czuciem. Terapeuta czyta pole klienta jak mapę – poprzez wrażenia w dłoniach, intuicję, obrazy. I działa: oczyszcza, harmonizuje, wzmacnia. Przez intencję, skupienie i precyzyjne nakierowanie energii.
  5. Zakończenie i integracja – rozmowa, oddech, czasem zalecenia, często… cisza.

To wszystko może się dziać, gdy klient leży z zamkniętymi oczami w sypialni, a terapeuta siedzi kilkaset kilometrów dalej. Ich ciała są osobno – ale pola już nie.

Kluczowe elementy telebioenergoterapii

1. Intencja

To nie po prostu chęć pomocy. To duchowe skupienie energii na celu. Nie wystarczy chcieć. Trzeba wiedzieć, po co. I czuć to całym sobą.

2. Zgoda

Klient musi świadomie wejść w pole. Jego wolna wola to jak otwarcie drzwi. Bez tego – energia nie płynie. W tym sensie bioenergoterapia nigdy nie działa na siłę.

3. Zaufanie

Po obu stronach. Bo umysł będzie chciał zakwestionować to, czego nie da się zobaczyć. Ale ciało – jeśli tylko pozwolimy – wszystko przyjmie.

4. Obecność

To klucz. Bo nawet na odległość terapeuta może być z klientem – jeśli jest w pełni tu i teraz. Obecność nie zna kilometrów.

5. Czysty kanał

Terapeuta nie działa z siebie. Nie leczy. Nie wchodzi w klienta. Jest przekaźnikiem – dla energii, która wie, gdzie płynąć. Im czystszy kanał, tym głębszy efekt.

Co czuje klient?

To zależy. Czasem pojawia się:

  • ciepło w ciele,
  • dreszcze, mrowienie,
  • fale emocji,
  • głęboki relaks, senność,
  • wizje, sny, obrazy,
  • uwolnienie (płacz, śmiech, spokój).

Czasem – nic. I to też jest w porządku. Bo energia działa głębiej niż percepcja. Czasem zmiany przychodzą po kilku dniach. Czasem – w snach. Czasem – nagle zauważasz, że coś się w tobie przekręciło, choć nie umiesz tego nazwać.

Czy to działa tak samo jak sesja na żywo?

Nie ma jednej odpowiedzi. Dla niektórych – nawet silniej. Bo w swoim otoczeniu czują się bezpieczniej. Łatwiej się otwierają. Są bardziej sobą.

Dla innych – potrzebny jest kontakt fizyczny. Dotyk, spojrzenie, zapach. Ciało jako bezpośredni nośnik.

Ale coraz więcej osób mówi: telebioenergoterapia działa głęboko. I realnie.

Zwłaszcza jeśli klient jest w procesie, a nie tylko przychodzi po naprawę.

Czego nie robi telebioenergoterapeuta?

  • Nie diagnozuje chorób.
  • Nie obiecuje cudów.
  • Nie działa przez kamerę.
  • Nie manipuluje polem klienta.
  • Nie zbiera energii od ludzi.

Działa z przestrzeni serca, intencji, uważności. Jest świadomy. I pełen szacunku – do tajemnicy drugiego człowieka.

Czym różni się telebioenergoterapia od tzw. uzdrawiania na odległość?

To ważne rozróżnienie.

Uzdrawianie na odległość często kojarzy się z osobą, która wysyła energię do klienta gdzieś w tle, w dowolnym momencie dnia – bez jego wiedzy, bez kontaktu, czasem nawet bez zgody. Trochę jak niewidzialna poczta energetyczna.

Tymczasem w pracy bioenergoterapeutycznej kluczowy jest świadomy kontakt. Obecność. Intencja. Przestrzeń spotkania – nawet jeśli bez fizyczności.

To nie dzieje się w tle. Ani wbrew. Ani w sekrecie.

To spotkanie. Ciche, głębokie, często niewerbalne – ale zawsze w świetle obecności.

Po co to wszystko?

Bo granice fizyczne nie muszą być granicami duszy.

Bo nie każdy może dotrzeć do gabinetu. Bo nie każdy potrzebuje dotyku. Bo energia nie potrzebuje fizycznej odległości, by działać.

I – najważniejsze – bo czasem dusze spotykają się dokładnie tam, gdzie fizyczność nie sięga.

W przestrzeni między słowami.

Między oddechami.

W miejscu, gdzie dzieje się prawdziwe uzdrowienie.


Opublikowano