Wstęp do radiestezji czyli zanim weźmiesz różdżkę do ręki


Nie każda rozmowa zaczyna się od słów. Czasem zaczyna się od ciszy. Od trzymanego w dłoni wahadła, które porusza się bez wyraźnego powodu. Od patyka, który drży, jakby próbował coś powiedzieć. Od pytania bez głosu i odpowiedzi bez słów.

Witaj na ścieżce, która prowadzi w głąb – nie tylko ziemi, ale i siebie.

Radiestezja? Co to właściwie znaczy?

Zacznijmy od języka. Słowo radiestezja pochodzi z łacińskiego radius – promień, i greckiego aisthesis – odczuwanie. Czyli w wolnym przekładzie: czucie promieniowania. Ale nie takiego, które zarejestruje licznik Geigera. Mowa tu o bardziej subtelnych, niemal intymnych drganiach rzeczywistości – tych, które odczuwa ciało, intuicja, podświadomość. Radiestezja to nie wykresy i nie laboratoria. To sztuka odczytywania świata, którego nie widać, a który jednak działa. Cicho. Skutecznie.

Można ją traktować jak zmysł – szósty, może siódmy – zależnie od tego, jak głęboko chcesz zajrzeć w siebie i otaczającą cię energię.

Po co komu różdżka?

Zanim złapiesz za drucik, różdżkę czy mosiężne (drewniane) wahadło, dobrze jest wiedzieć, że te narzędzia nie mają żadnej mocy. One nie działają. To ty działasz. One po prostu pokazują, co w tobie poruszone. Są jak dłoń w teatrze cieni – rzucają kształt, ale nie są źródłem światła.

Różdżkarstwo – czy bardziej elegancko radiestezja fizyczna – to sztuka odczytywania informacji z otoczenia za pomocą reakcji ciała i prostych instrumentów. Pamiętaj jednak wahadło nie odpowiada. Ono tylko tańczy do rytmu twojej podświadomości.

A więc wszystko dzieje się w głowie?

Nie do końca. Bo głowa często tylko przeszkadza. Radiestezja zaczyna się wtedy, gdy umysł cichnie, a ciało zaczyna słuchać. Gdy zaufasz sobie do tego stopnia, że pozwolisz dłoniom mówić w twoim imieniu. To właśnie dlatego radiestezja nie jest tylko techniką – to spotkanie z samym sobą. To praktyka obecności, uważności, intuicyjnego widzenia.

Nie uczysz się jej jak tabliczki mnożenia. Raczej – oduczasz się wątpliwości.

Pierwsze kroki – czyli w którą stronę drży świat?

Zanim zaczniesz szukać cieków wodnych, zakopanych pierścionków czy odpowiedzi tak lub nie – warto zadbać o trzy rzeczy:

  1. Cisza w środku – jeśli jesteś rozbiegany, zestresowany, zły – wahadło zatańczy, ale raczej twój niepokój niż prawdę. Radiestezja lubi spokój. A jeszcze bardziej: autentyczność.

  2. Intencja – nie pytaj, by sprawdzić. Pytaj, by się dowiedzieć. To wielka różnica.

  3. Zaufanie – do siebie, do tego, co poczujesz, do tego, co się poruszy – choćby było to nieracjonalne. W tym świecie logika często tylko się potyka.

Nie magia, nie religia – doświadczenie

Są tacy, którzy radiestezję wrzucają do szuflady z napisem ezoteryka i zamykają ją na klucz. Inni – próbują dorobić do niej teorię naukową, cytując fizykę kwantową, biopola, rezonansy. A prawda? Jak zwykle – jest gdzieś pośrodku. Radiestezja to doświadczenie. To obserwacja. To bycie w relacji – z ziemią, z wodą, z energią przestrzeni i z tym, co w tobie drży, gdy pytasz.

To coś jak taniec – ty pytasz, wahadło odpowiada. Ale kto tak naprawdę prowadzi?

A jeśli nie zadziała?

Nie szkodzi. To nie znaczy, że jesteś niewrażliwy albo zablokowany. To znaczy tylko, że jeszcze nie zestroiłeś się ze swoim własnym językiem. Bo radiestezja – jak każda sztuka – nie działa na siłę. Wymaga czasu. Cierpliwości. I przede wszystkim – ciekawości.

Takiej dziecięcej. Ciekawości świata, który szeptem odpowiada, jeśli tylko ktoś nauczy się słuchać.

Różdżkarz i radiesteta – różnica jak między pianistą a muzykiem

Warto to zapamiętać. Różdżkarz to ten, kto trzyma przyrząd. Radiesteta – to ten, kto wie, co z niego wyczytać. I co ważniejsze – ten, kto czuje, kiedy nie trzeba zadawać pytań.

Nie chodzi więc tylko o technikę. Chodzi o świadomość. O wewnętrzną etykę poszukiwania. Bo radiestezja – choć używa prostych narzędzi – prowadzi czasem do bardzo głębokich przestrzeni.

Na koniec

Zanim zapytasz swoje wahadło czy mogę się dziś napić kawy?, zapytaj siebie: czy jestem gotów usłyszeć odpowiedź, która nie będzie po mojej myśli?

Bo radiestezja to nie sztuczka. To nie zabawa w zgadywanki. To droga – subtelna, wymagająca, ale też zdumiewająco ludzka. Droga, na której każde drgnięcie przyrządu może stać się początkiem rozmowy… z własnym wnętrzem.

A tam – jak się okazuje – kryje się nie tylko źródło intuicji, ale i źródło życia.


Opublikowano