Ciało, które wibruje


System energetyczny człowieka w ujęciu radiestezyjnym i bioenergetycznym

Kiedy mówimy ciało, niemal odruchowo myślimy: mięśnie, kości, skóra, może jeszcze parę organów i układ nerwowy. To, co można zbadać, pokroić, prześwietlić. Tymczasem istnieje inna mapa ciała – nie ta z gabinetów anatomicznych, lecz ta rysowana dłońmi radiestety, czuciem bioenergoterapeuty, wewnętrznym widzeniem mistyka. Ciało wibrujące. Przestrzenne, subtelne, prześwietlone energią, pulsujące w rytmie niewidzialnego porządku. Ciało, które jest nie tylko fizyczne, ale i złożone z warstw światła, informacji i intencji.

Nie tylko mięso. Świadomość ciała z drugiej strony lustra

Człowiek – mówią bioenergoterapeuci – nie zaczyna się i nie kończy na skórze. Skóra to tylko zewnętrzna linia frontu. Za nią znajduje się cała architektura energetyczna: biopole, czakry, meridiany, kanały, ciała subtelne. Układ skomplikowany, ale zdumiewająco harmonijny. Nie do zobaczenia okiem. Do wyczucia – owszem. Do odczytania – z pewnością. Ale tylko wtedy, gdy porzucisz okulary racjonalizmu i spojrzysz przez pryzmat drgań.

W ujęciu radiestezyjnym i bioenergetycznym ciało człowieka to system biocybernetyczny, antenowo-nadawczy, który stale odbiera, transformuje i emituje energię. Każdy organ, każda komórka ma swój własny sygnał. Zdrowie? To rezonans. Choroba? To dysonans. Zbyt proste? Może. Ale jakże trafne.

Biopole, czyli nienamacalne rusztowanie

Podstawą tego systemu jest biopole – subtelna, wielowarstwowa struktura otaczająca i przenikająca ciało fizyczne. W ujęciu doc. Pilkiewicza to rodzaj pola życia, pojęcia bliskiego zarówno koncepcji pola L Burr’a i Northropa, jak i teorii świadomości jako realnej siły fizycznej w ujęciu Giennadija Szipowa. Biopole to nie dekoracja – to centrum zarządzania. Jego stan wyprzedza zmiany fizjologiczne. Najpierw zachwianie w polu, potem – kaszel, guz, depresja.

Kiedy radiesteta bierze w rękę różdżkę albo wahadło, nie szuka zaklęć. Szuka zakłóceń w polu. Faluje? Jest zaburzenie. Drży? Coś nie gra. Bioenergoterapeuta nie mierzy ciśnienia – wyczuwa przepływ. Czuje osuwające się wibracje. Widzi ciemniejsze miejsca. I wie, co trzeba podnieść, gdzie dołożyć energii, a gdzie z niej spuścić.

Ciała subtelne – kim jesteś, gdy śpisz?

Dalej – głębiej – mamy kolejne warstwy: ciała subtelne. Eteryczne, emocjonalne, mentalne, przyczynowe, duchowe… różnie je nazywają, ale wszyscy mówią o tym samym: człowiek nie kończy się na ciele fizycznym. W tradycji hinduskiej – znanej z jogi i Ajurwedy – to naturalne. Każda warstwa ma swoją wibrację, swoje potrzeby i swoją rolę. W Tradycyjnej Medycynie Chińskiej – te same zasady, inne słowa. Tu krążą meridiany, a przez nie płynie energia życiowa chi, odpowiednik hinduskiej prany.

Ciała subtelne to nie poetycka metafora. To konkret. Kiedy ktoś mówi: czuję się rozbity, to często nie chodzi o ciało – ono może być wypoczęte. Rozbite jest ciało emocjonalne. A kiedy ktoś mówi: straciłem sens, często cierpi ciało mentalne. Diagnoza? Wibracja danego pola spadła, przestało być w harmonii z resztą. Terapia? Trzeba to pole dostroić.

Czakry – siedem portali istnienia

W tej energetycznej topografii szczególne miejsce zajmują czakry – centra energetyczne, przez które energia wchodzi, opuszcza i transformuje się w naszym systemie. Siedem głównych czakr, od podstawy kręgosłupa do czubka głowy, to nie są symbole – to regulatory istnienia. Każda z nich odpowiada za inne funkcje: fizyczne, psychiczne i duchowe. Ich rotacja, jakość i przepływ informują bioenergoterapeutę o stanie danej osoby.

Pilkiewicz pisze, że dla wielu polskich praktyków czakry stały się nieodzowną częścią diagnozy. Nie jako moda z Indii, ale jako odpowiedź na potrzebę precyzyjniejszego zrozumienia człowieka jako wielowymiarowego bytu. Właściwie ustawiona czakra korzenia – to stabilność życiowa. Zablokowana czakra gardła – to niemożność wypowiedzenia siebie. W tej logice wszystko ma sens – ciało, emocje i dusza są jednym instrumentem, a czakry to jego struny.

Meridiany – energetyczne rzeki, którymi płynie życie

Drugim kluczowym komponentem są meridiany – kanały energetyczne znane z akupunktury i medycyny chińskiej. Ich znajomość wykorzystuje także Psychologia Energetyczna, na przykład w metodach EFT czy TFT. Pilkiewicz pisze o nich jako o klawiaturze życia. Uciskając odpowiedni punkt – możesz wcisnąć właściwy klawisz, który przywróci porządek w całym systemie. Meridiany łączą organy z emocjami. Płuca – z żalem. Wątroba – ze złością. Nerki – ze strachem. Równoważąc jeden punkt – wpływasz na cały obwód.

To nie metafora. To system, który przez tysiące lat był testowany w praktyce. I nadal jest.

Rezonans i dysonans – alchemia zdrowia

Zarówno radiestezja, jak i bioenergoterapia uznają, że zdrowie to rezonans. Stan, w którym wszystko gra w jednym tonie. Człowiek dobrze funkcjonujący ma spójne wibracje wszystkich ciał, płynne czakry i drożne meridiany. Jeśli coś zaczyna brzęczeć fałszywie – pojawia się choroba.

I to nie tylko w języku energetycznym. Fizyka kwantowa coraz częściej mówi o roli wibracji, informacji i pól subtelnych. prof. Sedlak mówił o świetle życia, Burr o polu L, Sheldrake o polach morficznych, Capra o Wszechświecie jako sieci wibracji. Nauka idzie za tym, co terapeuci wiedzieli od dawna: istnieje porządek bardziej podstawowy niż chemia i biologia. Porządek oparty na informacji i częstotliwości. A my – ludzie – jesteśmy jego nośnikiem.

Radiestezyjne widzenie świata – trochę rękami, trochę duszą

Polski radiesteta – ten prawdziwy – nie potrzebuje laboratorium. Jego narzędziem jest ciało. Jego miernikiem – wrażliwość. Radiestezja to nie magia, to rzemiosło. Wyczucie, trening, poszerzona percepcja. Badanie pola geopatycznego sypialni, sprawdzanie promieniowania cieków, ustawianie łóżek i mebli – to wszystko nie jest zabawą. To próba zadbania o jakość przestrzeni. Bo jak mówi Pilkiewicz – jeśli ktoś śpi w złym miejscu, jego system nie odpoczywa. A wtedy ciało, choć niby śpi, wcale się nie regeneruje.

Zachód długo śmiał się z radiestetów. Dziś robi badania nad energią przestrzeni, nad wpływem pola elektromagnetycznego na sen, nad stymulacją mózgu przez światło i dźwięk. Radiesteci robili to od dekad. Po prostu inaczej to nazywali.

Dlaczego to ważne?

Bo żyjemy w czasach, w których zdrowie nie oznacza tylko braku choroby. Oznacza harmonię. I coraz więcej ludzi instynktownie to czuje. Czuje, że ciało to więcej niż chemia, że umysł to więcej niż neuron, że człowiek to całość – wielowymiarowa, złożona, ale nie chaotyczna.

System energetyczny człowieka – ten z czakr, biopola i ciał subtelnych – to nie religia. To propozycja. Obraz świata, w którym jesteśmy nie tylko konsumentami życia, ale też jego współtwórcami. A nasze wibracje – naszym językiem.

Więc jeśli coś ci brzęczy w środku, jeśli czujesz chaos, lęk, rozsypkę – być może nie trzeba od razu badać krwi. Może wystarczy się zatrzymać. Wyczuć swoją częstotliwość. I dostroić się na nowo. Do siebie. Do świata. Do pola, które wibruje. W tobie i wokół ciebie.


Opublikowano