Nie trzeba pracować przy piecu hutniczym ani w strefie wysokiego napięcia, żeby potrzebować zasad bezpieczeństwa. Wystarczy… trzymać w ręku różdżkę. Albo wahadło. Niewinne? Pozornie. Ale każdy, kto choć raz przesadził z długością sesji, kto ćwiczył w złym nastroju, kto zignorował pierwsze sygnały zmęczenia – wie, że radiestezja też ma swoje BHP.
To nie są żarty. To nie przesada. To fizjologia. To subtelna energetyka. To kontakt z czymś, co nie płynie tylko przez dłoń – ale przez cały twój układ nerwowy. Przez ciało. Przez twoje pole.
A ono nie jest z gumy.
Nie za długo, nie na siłę – różdżka też ma swoje granice
Chodzenie z różdżką wygląda z boku jak spacer. Ale wewnętrznie – to maraton. Dlaczego? Bo twoje ciało staje się anteną. Rezonatorem. Detektorem o wysokiej czułości. Przechwytuje informacje, ale też wchodzi w pole, które bada. A to kosztuje.
Dlatego nie przedłużaj pojedynczej sesji w terenie powyżej 15–20 minut. Serio. Choćbyś miał ochotę jeszcze tylko kawałek łąki. Bo gdy przekroczysz tę granicę – spada czujność. Ciało się spina. Zaczynasz odczytywać własne napięcie zamiast sygnału z ziemi. I robi się chaos.
Wniosek? Po kwadransie – pauza. Siądź. Oddychaj. Daj sobie chwilę. Bo lepsze trzy krótkie sesje niż jedna długa, po której zostajesz z bólem głowy i wątpliwym wynikiem.
Wahadło też mówi STOP. Trzeba tylko go posłuchać
Z wahadłem może być jeszcze trudniej, bo przecież tylko siedzisz. Nie chodzisz, nie dźwigasz, nie biegasz po polach. A jednak – po kilku minutach zaczynasz czuć zmęczenie, lekki ból za oczami, zawrót głowy, drażliwość, napięcie mięśni… Skąd to się bierze?
To efekt koncentracji na poziomie mikroruchów. To drgania, które wprawiają w rezonans nie tylko mięsień palca, ale całe twoje pole informacyjne. To również intensywna praca układu nerwowego. Krótko mówiąc – zużywasz się szybciej, niż ci się wydaje.
Dlatego zasada jest prosta: czujesz zmęczenie? Kończ. Natychmiast. Nie pytaj już więcej. Nie zmuszaj się. Zostaw na jutro. Bo wahadło nie znosi presji. A zmęczony radiesteta to radiesteta głuchy – nawet jeśli jego przyrząd się kręci.
Nie wtedy, gdy jesteś chory. I nie wtedy, gdy wieje ci w duszy
Czasem to nie ciało, a pogoda. Czasem nie pogoda, a twoje własne emocje. Złe samopoczucie – z jakiegokolwiek źródła – to sygnał: dziś nie pracujemy. I już.
Bo w stanie osłabienia, przeziębienia, rozdrażnienia czy chandry – jesteś jak radio rozstrojone na wszystkich możliwych falach. I nawet jeśli coś odbierzesz, będzie to zniekształcone. Przesunięte. Niepewne.
I co najgorsze – nie będziesz wiedzieć, że się mylisz. Bo zmęczony radiesteta nie traci odczytu. Traci czystość odczytu.
A to dużo gorzej.
Alkohol? Absolutne nie. Nawet lampka, nawet symbolicznie
Jeśli są sytuacje, w których kieliszek czerwonego wina dodaje smaku i uroku – to radiestezja nie należy do tego grona. Alkohol, nawet w niewielkiej ilości, zaburza odczyty, rozregulowuje twój układ nerwowy, zakłóca percepcję i zwiększa podatność na autosugestię.
Jest jak brud na soczewce. Może i piękny, może i szlachetny – ale w tym kontekście: kompletnie nie na miejscu.
Nie rób tego z przymusu. Radiestezja to rozmowa, nie przesłuchanie
Najgorsze, co możesz sobie zrobić, to podejść do ćwiczeń jak do obowiązku. Z nastawieniem: no dobrze, dziś jeszcze jedna sesja, muszę poćwiczyć, nie odpuszczę. Nie, nie musisz. To nie siłownia. Nie fabryka. Nie szkoła przetrwania.
To ma być przyjemność. Zaciekawienie. Cisza, która pozwala słyszeć więcej. A nie wymuszony trening w napięciu.
Radiestezja, która staje się udręką – po prostu przestaje działać. A nawet jeśli działa, nie daje ci tego, po co tu przyszedłeś: radości, zaufania, bliskości z rzeczywistością.
Szanuj siebie. Szanuj energię. Szanuj ciszę
To nie jest system zero-jedynkowy. Nie ma tu nagrody za nadgodziny. Nie ma ekstra punktów za determinację. Jest tylko subtelne współbrzmienie ciała, narzędzia i pytania.
I ono się pojawia wtedy, gdy jesteś w dobrej kondycji. Gdy jesteś uważny, spokojny, obecny.
Dlatego dbaj o siebie.
Nie przeciążaj.
Nie zmuszaj.
Nie przychodź do radiestezji z bólem głowy, lękiem w piersi, szumem w myślach.
Przyjdź wtedy, gdy możesz się zatrzymać.
I wtedy naprawdę ją usłyszysz.