Czy Duch Święty zna tylko jedną ścieżkę? Czy Miłość musi mieć imię i przynależność?
To pytania, które w ostatnich latach coraz częściej zadają sobie ludzie uważni. Ci, którzy modlą się i medytują. Którzy kochają Jezusa i… przekładają ręce na serce drugiego człowieka, by przekazać mu światło.
I nagle, w tej przestrzeni między oddechem a intencją, pojawia się pytanie, które z pozoru dzieli: czy reiki i chrześcijaństwo mogą iść razem?
A może nie tylko mogą – ale powinny?
Reiki – nie religia, lecz praktyka duchowej obecności
Zacznijmy od podstaw. Reiki nie jest religią. Nie proponuje nowej doktryny, nie wzywa do porzucenia wiary, nie ma świątyń ani dogmatów. To praktyka – cicha, łagodna – polegająca na obecności, uważności i przekazywaniu energii życia.
Jej fundament to miłość bez warunków. Właśnie taka, o której mówił Chrystus. Bez pytania o przeszłość. Bez katalogowania zasług. Reiki nie zbawia – reiki towarzyszy. A w tym towarzyszeniu wiele osób odnajduje głęboki pokój, coś, co można by nazwać modlitwą bez słów.
Czy więc reiki zaprzecza chrześcijaństwu? Czy raczej… pogłębia jego wymiar?
Miłość, łaska, uzdrowienie – wspólny język serca
W praktyce reiki odnajdujemy te same duchowe wartości, które są fundamentem chrześcijaństwa:
- Miłość – bezwarunkowa, otulająca, bezbronnie czuła.
- Pokój serca – który przychodzi nie jako efekt działania, ale jako stan bycia.
- Łaska – obecność, która uzdrawia nie tylko ciało, ale i duszę.
- Uzdrowienie – rozumiane jako powrót do wewnętrznej harmonii, nie jako cudowna ingerencja, lecz jako łagodna przemiana.
Wielu chrześcijan praktykujących Metodę Reiki opisuje, że podczas sesji czują się tak, jakby uczestniczyli w sakramencie ciszy – jakby Duch Święty wstępował między dłonie i rozlewał się w przestrzeni wspólnej modlitwy. Nie ma tam konfliktu. Jest tylko światło i zaufanie.
Mistyczne mosty – od św. Franciszka do Hildegardy z Bingen
Historia Kościoła zna wiele postaci, które swoją postawą przypominają… uzdrowicieli.
- Św. Franciszek z Asyżu – rozmawiał z ptakami, błogosławił wodzie, dotykał trędowatych nie z litości, ale z miłości. W jego obecności natura odzyskiwała blask. Czyż nie czuł energii stworzenia?
- Ojciec Pio – jego dłonie były miejscem cudów. Jego modlitwa przenikała serca i ciała. Czyż nie przekazywał tego, co dziś nazwalibyśmy światłem?
- Św. Hildegarda z Bingen – zielarka, mistyczka, kompozytorka. Jej wizje i zrozumienie natury ciała i ducha sięgały daleko poza czasy, w których żyła. Jej spojrzenie na harmonię człowieka i kosmosu przypomina filozofię energetyczną reiki.
Wszystkich ich łączy jedno – bezpośrednie połączenie z Źródłem, bez konieczności rytuału, ale zawsze z głębokim szacunkiem dla Tajemnicy.
A Jezus? Czyż nie był On uzdrowicielem miłości?
To najtrudniejsze pytanie, bo dla wielu brzmi jak bluźnierstwo. Ale warto je zadać: czy Jezus nie był archetypem uzdrowiciela duchowego?
Dotykał chorych. Kładł dłonie. Przekazywał pokój. Uzdrawiał nie tylko ciała, ale przede wszystkim – dusze. Nie pytał o przynależność religijną. Nie kazał wierzyć w konkretną ideę. Po prostu był. I był Miłością w działaniu.
W tym sensie praktyka reiki może być postrzegana nie jako zagrożenie dla wiary, lecz jako jej mistyczne rozwinięcie. Oczywiście, wszystko zależy od intencji – jak zawsze.
A co z buddyzmem? Czy to nie przeszkoda dla chrześcijanina?
To pytanie pojawia się często – i jest ważne. W końcu historia reiki sięga Japonii, a jego twórca, Mikao Usui, był człowiekiem zanurzonym w duchowej tradycji Wschodu, w tym w buddyzmie. Czy to nie czyni z tej praktyki czegoś obceg” wobec chrześcijaństwa?
Na pierwszy rzut oka – może tak się wydawać. Ale kiedy wejdziemy głębiej, odkrywamy coś bardziej uniwersalnego: reiki nie jest praktyką religijną, lecz duchową. Nie wymaga zmiany wiary ani przyjęcia buddyjskiej kosmologii. Nie proponuje nowych dogmatów. Jej istotą jest przekazywanie energii życia – tego samego tchnienia, które chrześcijańska teologia nazywa ruah – Duchem Bożym.
Buddyzm, podobnie jak chrześcijaństwo, mówi o współczuciu, łagodności, obecności, wyciszeniu ego. Jeśli więc korzenie reiki są osadzone w tej tradycji, nie oznacza to konieczności przyjęcia jej całego systemu wierzeń – tak jak korzystając z jogi nie trzeba zostawać hinduistą, a słuchając chorału gregoriańskiego nie trzeba być zakonnikiem.
Duchowość ma swoje języki, ale Miłość – swój uniwersalny przekaz.
Może więc zamiast pytać: czy buddyjskie pochodzenie reiki mi zagraża?, warto zapytać: czy ta praktyka zbliża mnie do Miłości, do Pokoju, do Obecności Boga?
Bo jeśli tak – może Duch Święty mówi także przez Wschód. I może najważniejsze nie jest z jakiej tradycji coś pochodzi, lecz dokąd prowadzi.
Dwie ścieżki, jeden Duch
Reiki i chrześcijaństwo mogą współistnieć. Ba – mogą się nawzajem ubogacać, jeśli tylko wyjdziemy poza literę, a wejdziemy w ducha. W tej przestrzeni nie chodzi o to, czy masz rację. Chodzi o to, czy jesteś obecny. Czy kochasz. Czy niesiesz światło. Czy uzdrawiasz – z pokorą, nie z dumą.
A to, co nazywasz energią życia, ktoś inny nazwie łaską. Ale serce wie, że chodzi o to samo.


